Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump przestrzegł branżę farmaceutyczną, że będzie kolejną, którą dotkną nowe cła, w niedalekiej, lecz nieokreślonej przyszłości. Zapowiedź zelektryzowała producentów, którzy podczas niedawnego spotkania z Ursulą von der Leyen alarmowali, że taki ruch “wpłynąłby na globalne łańcuchy dostaw i dostępność leków dla europejskich i amerykańskich pacjentów”. Przestrogi nie są bezzasadne – Stany Zjednoczone odpowiadają za ponad 38 proc. europejskiego importu leków i niemal tyle samo eksportu do krajów trzecich.
Eksport produktów leczniczych i farmaceutycznych z Unii Europejskiej jest dziś zdominowany przez Stany Zjednoczone. To tam trafia aż 38,2 proc. całkowitego eksportu poza Wspólnotę, o wartości 119,8 mld euro.
Pozostałym odbiorcom daleko do pozycji lidera. Należałoby zsumować wartość eksportu do kolejnych pięciu krajów, by osiągnąć porównywalny wynik pod względem procentowym (34,1 proc. – patrz wykres) i wartości eksportowanych dóbr (106,8 mld euro).

Czym Azja dla Europy, tym Europa dla USA
– Unia Europejska ma bardzo silną pozycję dostawcy leków do krajów trzecich, przede – Unia Europejska ma bardzo silną pozycję dostawcy leków do krajów trzecich. Wartość leków sprzedawanych poza granice Wspólnoty jest wyższa od wartości obrotów lekami pomiędzy samymi krajami UE. Głównym odbiorcą wśród krajów trzecich są USA – w ostatnich latach przypadało na nie 35-40% łącznej wartości substancji farmaceutycznych sprzedawanych przez Unię Europejską zewnętrznym odbiorcom
– komentuje Paweł Kowalski z Zespołu Analiz Sektorowych Banku Pekao.
– Bardzo wysoki udział Stanów Zjednoczonych w unijnym eksporcie jest w dużej mierze pochodną faktu, że w Europie działa produkcja amerykańskich koncernów farmaceutycznych, która w znacznej części jest prowadzona z myślą o rynku amerykańskim – dodaje.
– Załamanie handlu lekami z USA w wyniku wojny celnej byłoby zatem dotkliwe dla unijnej branży farmaceutycznej
– zauważa z kolei Krzysztof Mrówczyński, menedżer Zespołu Analiz Sektorowych Banku Pekao.
– Analizowaliśmy czy w przypadku ewentualnego załamania się eksportu do USA Unia mogłaby znaleźć alternatywne rynki zbytu, takie jak na przykład unia gospodarcza Mercosur (rynki Argentyny, Brazylii, Boliwii, Urugwaju i Paragwaju). Niestety nie, ponieważ pozycja określonych dostawców jest już tam do tego stopnia utrwalona, że trudno o zmiany – dodaje.
Przypomina przy tym, że od dłuższego czasu firmy z USA przenosiły produkcję do Europy z uwagi przede wszystkim na korzystne warunki podatkowe.
– Dzięki temu mogły produkować leki taniej niż na własnym rynku. Uważamy jednak, że nawet jeśli zapowiadane cła wejdą w życie, to jest duża szansa na wprowadzenie przez administrację Donalda Trumpa szeregu wyłączeń sektorowych. W pewnym momencie Amerykanie dostrzegą, że bez tego decyzja o cłach uderzy przede wszystkim w ich gospodarkę. Owszem, jedną z konsekwencji może być powrót rodzimych koncernów do produkcji w Ameryce, jednak nie może się to odbyć w sposób gwałtowny, bo zaszkodziłoby to im samym, jak również globalnym łańcuchom dostaw
– komentują eksperci Pekao.
Spodziewają się oni raczej kompromisu między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską, który może obejmować m.in. wspomniane wyłączenia.
– Za tym ostatnim przemawiać może fakt, że w Europie produkowana jest część specjalistycznych, innowacyjnych leków na potrzeby rynku amerykańskiego. Szybkie uzupełnienie ich podaży w przypadku nagłego załamania handlu lekami między Europą a USA byłoby trudne, o ile nie niemożliwe
– podsumowują.
Unia samowystarczalna. Prawie
Jeśli zaś chodzi o bezpieczeństwo lekowe samej Wspólnoty Europejskiej, to, zdaniem Pawła Kowalskiego, pod kątem ryzyka wojny celnej z USA, jest ono mimo wszystko stosunkowo duże.
– Unia jest w znacznym stopniu samowystarczalna jeśli chodzi o produkcję leków finalnych o zastosowaniu masowym, a ewentualna wojna handlowa z USA i ograniczenie dostaw z tego kraju nie powinny w krytycznym stopniu zaszkodzić bezpieczeństwu w zakresie preparatów stosowanych w podstawowych, najbardziej powszechnych schorzeniach
– przekonuje Kowalski.
– W tym zakresie potencjalnym problemem dla Unii jest przede wszystkim konieczność importu substancji podstawowych i półproduktów, z których następnie wytwarzane są leki. Te jednak importujemy głównie z Azji. Oczywiście w dłuższym okresie czynnikiem ryzyka mógłby stać się odpływ kapitału, inwestycji i know-how z unijnej branży farmaceutycznej do USA, o ile wojna celna skłoniłaby koncerny do takiej relokacji – dodaje.
Ekspert zwraca jednak przy tym uwagę, że sam import leków z USA obejmuje w dużej mierze część preparatów specjalistycznych, o wysokim stopniu innowacyjności i wysokich cenach jednostkowych, przeznaczonych do stosowania w specyficznych, nowoczesnych terapiach. Są one chronione amerykańskimi patentami, w związku z czym odtworzenie ich produkcji w Europie nie byłoby zazwyczaj możliwe w krótkim czasie.
Odcięcie dostaw z USA mogłoby więc skutkować ograniczeniem podaży tych preparatów dostępnej w Europie, co z kolei “stanowiłoby istotny problem zdrowotny i społeczny, pomimo zapewne relatywnie niewielkiego odsetka pacjentów, których dotyczyłaby ta sytuacja”.
Dziś Unia Europejska w ujęciu wartościowym sprowadza najwięcej produktów leczniczych i farmaceutycznych ze Stanów Zjednoczonych, ale również Szwajcarii. Oba kraje odpowiadają za ponad 70 proc. importu spoza Wspólnoty.

Niemcy, Belgia i “efekt Rotterdamu”
Jeśli chodzi o produkty lecznicze i farmaceutyczne, w relacjach handlowych ze Stanami Zjednoczonymi Unia Europejska notuje bilans dodatni – nadwyżka handlowa sięgnęła w ubiegłym roku rekordowych 74 mld euro. W przypadku Szwajcarii sytuacja wygląda podobnie, choć nadwyżka jest tu mniejsza – sięgnęła 12 mld euro, tym niemniej i w tym przypadku jest rekordowa – zauważa Eurostat.
Największym eksporterem produktów leczniczych i farmaceutycznych poza Wspólnotę (nie tylko do Stanów Zjednoczonych) są Niemcy. W zeszłym roku wysłano stąd towar o wartości niemal 68 mld euro. W tym samym czasie ich import sięgnął 23 mld euro, co oznaczało bilans handlowy sięgający niemal 45 mld euro. Większy miała tylko Irlandia (ponad 49 mld euro). Na trzecim miejscu uplasowała się Belgia, z eksportem o wartości ponad 41 mld euro i bilansem ok. 20 mld euro.
Deficyt handlowy w sprzedaży leków zanotowały wyłącznie Czechy (minus 133 mln euro), Estonia (minus 34 mln euro), Malta (minus 189 mln euro), Rumunia (minus 138 mln euro) i Słowacja (minus 211 mln euro).
Z kolei największymi unijnymi importerami produktów leczniczych i farmaceutycznych są Niemcy (23 mld euro), Belgia (20 mld euro) oraz Niderlandy (14,7 mld euro). Trzeba jednak pamiętać o istnieniu tak zwanego “efektu Rotterdamu”, który polega na zaburzeniu danych dot. handlu międzynarodowego w krajach posiadających wielkie porty – przede wszystkim jest to widoczne w przypadku wspomnianego Rotterdamu, gdzie de facto rozładowywane są towary trafiające następnie nie tylko do Niderlandów, ale również dalej – do innych krajów UE.
Z tego też powodu w zestawieniu poniżej pokazujemy również dane dotyczące będących poza podium Włoch, których import produktów leczniczych i farmaceutycznych spoza Wspólnoty Europejskiej jest niewiele mniejszy niż niderlandzki.
Najwięksi eksporterzy i importerzy produktów leczniczych i farmaceutycznych poza Wspólnotę (w mln euro)
Eksport | Import | Bilans | |
UE | 313 361 | 119 715 | 193 646 |
Belgia | 41 363 | 21 309 | 20 054 |
Bułgaria | 591 | 312 | 278 |
Czechy | 619 | 751 | -133 |
Dania | 13 728 | 2 543 | 11 185 |
Niemcy | 67 926 | 23 002 | 44 924 |
Estonia | 21 | 55 | -34 |
Irlandia | 56 641 | 7 365 | 49 276 |
Grecja | 830 | 448 | 383 |
Hiszpania | 8 951 | 7 786 | 1 165 |
Francja | 17 851 | 7 875 | 9 976 |
Chorwacja | 659 | 215 | 445 |
Włochy | 27 971 | 14 015 | 13 957 |
Cypr | 152 | 118 | 34 |
Łotwa | 262 | 117 | 145 |
Litwa | 443 | 84 | 359 |
Luksemburg | 31 | 6 | 25 |
Węgry | 2 564 | 2 176 | 388 |
Malta | 135 | 324 | -189 |
Niderlandy | 27 614 | 14 720 | 12 895 |
Austria | 9 859 | 3 914 | 5 945 |
Polska | 1 922 | 1 285 | 638 |
Portugalia | 1 599 | 505 | 1 094 |
Rumunia | 904 | 1 043 | -138 |
Słowenia | 22 335 | 7 787 | 14 549 |
Słowacja | 87 | 298 | -211 |
Finlandia | 1 533 | 232 | 1 301 |
Szwecja | 6 769 | 1 433 | 5 336 |
Źródło: Eurostat
UE sama sobie partnerem handlowym?
Przy okazji analizy wpływu amerykańskich ceł na całą unijną gospodarkę przypominaliśmy, że głównym partnerem handlowym Unii Europejskiej jest ona sama. A jak jest w przypadku handlu produktami leczniczymi i farmaceutycznymi?
W całej UE udział importu wewnątrzunijnego w całkowitym (a więc razem – wewnątrzunijnym i pozaunijnym) wynosi 69 proc. Granicę tę przekracza 18 krajów. Różnice jednak na lokalnych rynkach bywają spektakularne – na przykład w przypadku Luksemburga, Litwy i Estonii przekroczona jest granica 93 proc., na kolejnych miejscach znajdują się Finlandia i Polska, plasując się w okolicach 90 proc., tymczasem 40 proc. nie osiągają Malta i Słowenia.
Udział eksportu wewnątrzunijnego w całkowitym w przypadku całej Wspólnoty wynosi 46 proc. Ten poziom przekracza 21 krajów, z czego największy udział notuje się w przypadku Słowacji, gdzie notowany jest w okolicach 90 proc. 70 proc. przekraczają: Luksemburg, Czechy, Estonia, Węgry, Grecja i Polska. Z kolei najniższy udział, bo ledwie przekraczający 10 proc. ma Słowenia.
Efekt dla łańcuchów dostaw “mocno ograniczony”?
Trzeba jednak pamiętać, że dane powyższe odnoszą się do eksportu i importu wewnątrzunijnego versus do krajów trzecich, nie wyłącznie do samych Stanów Zjednoczonych.
– W ujęciu wartościowym, bezpośredni eksport leków z UE do USA stanowi aż 19 proc. łącznego eksportu wszystkich państw unijnych (obejmującego zarówno sprzedaż poza granice Wspólnoty, jak i wymianę handlową pomiędzy samymi krajami unijnymi). Z kolei bezpośredni import leków z USA to blisko 10 proc. łącznej wartości leków sprowadzanych przez państwa unijne (znowu, uwzględniając obroty między krajami UE i import spoza granic Wspólnoty)
– podaje Paweł Kowalski.
– Jednak w ujęciu ilościowym, tzn. w przeliczeniu na masę sprowadzanych substancji farmaceutycznych, udział USA jest znacznie mniejszy. W przypadku eksportu jest to niespełna 5 proc. masy leków sprzedawanych przez państwa unijne, zaś w przypadku importu – około 2 proc. Tak duża dysproporcja wynika z faktu, że handel z USA obejmuje przede wszystkim leki o wysokich cenach jednostkowych, które „ważą” bardzo dużo pod kątem wartości eksportu i importu, za to stosunkowo niewiele jeśli chodzi o ilość – dodaje.
To zaś sprawia, że wpływ ewentualnych sankcji na łańcuchy dostaw i przewozy leków w Unii Europejskiej, zdaniem eksperta “będzie ograniczony”.
– Większość firm transportowych i logistycznych, które zajmują się przewozem leków, realizuje przewóz po Europie. W związku z czym, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty rynku, o których wspomnieliśmy wcześniej, można zakładać, że wpływ na ogół tych przedsiębiorstw będzie niewielki. Inaczej będzie w przypadku tych, którzy wyspecjalizowali się w realizowaniu transportu międzykontynentalnego, związanego ściśle z obsługą handlu lekami pomiędzy Unią Europejską a USA. Skutki wojny celnej mogą być też odczuwalne dla przewozów innowacyjnych leków na rynku wewnątrzunijnym, w takim zakresie, w jakim wojna ta doprowadziłaby do zmniejszenia importu tych leków z USA do UE, a tym samym podaży dostępnej w samej Unii
– przekonuje Kowalski.
Przyznaje przy tym jednak, że nie można zapominać o jeszcze jednym, ważnym uczestniku rodzącej się wojny handlowej – mowa o Chinach, z których, jak wspomnieliśmy, pochodzi gros substancji podstawowych, z których produkowane są dziś leki w Europie.
– Tocząca się obecnie rozgrywka między Stanami Zjednoczonymi a Państwem Środka jest dla nas, Europejczyków, podwójnie bolesna. Jedni mogą na nas wywierać nacisk poprzez kanał eksportowy, zaś drudzy są istotnymi dostawcami składników, z których produkujemy leki. To wszystko sprawia, że obie strony mają w sumie ogromne znaczenie pod kątem bezpieczeństwa lekowego Europy. Stąd tak ważne, jak rozwinie się globalnie napięcie związane z cłami i czy będziemy mieć do czynienia z pełnowymiarową wojną handlową
– kwituje.
Wpływ pośredni na operatorów
Bacznie obserwują to również przedstawiciele branży TSL. Co prawda taryfy celne nie mają na operatorów logistycznych bezpośredniego wpływu, jednak firmy te mogą “pośrednio doświadczyć wahań w rozkładzie kierunków, wolumenu przepływu towarów i zdecydowanie wzrostu zapotrzebowania na doradztwo celne” – przyznaje Kuehne+Nagel.
Już teraz firma zauważa “rosnącą niepewność i wstrzymywanie przepływów w oczekiwaniu na jasność celną”.
– Z jednej strony importerzy lub eksporterzy czekają, aż coś się wyjaśni lub zmieni na froncie celnym, a z drugiej strony niektóre firmy nagle wysyłają większe wolumeny. Można się zabezpieczyć, ściśle współpracując z operatorem, który może udzielić wskazówek, jak działać w zmieniającym się krajobrazie handlowym. Pomimo zagrożeń stwarzanych przez politykę celną USA, widzimy szansę w rosnącej złożoności, a tym samym zapotrzebowaniu na doradztwo celne. W 2023 r. globalnie przejęliśmy kanadyjską firmę Farrow, która specjalizuje się w cłach, co dodatkowo wzmacnia naszą pozycję w Ameryce Północnej. W dłuższej perspektywie patrzymy optymistycznie. Globalny handel dostosuje się, ponieważ firmy badają nowe rynki i rozwiązania dla zmieniającej się polityki handlowej USA”
– przekonuje Emilia Górska-Mytyk, dyrektor zarządzająca Kuehne+Nagel w Polsce, Litwie i Łotwie.
Fot. Robert Łubiński (midjourney)