Polski transport charakteryzuje się wyjątkowym rozproszeniem strukturalnym. W naszym kraju funkcjonuje około 165 tysięcy mikroprzedsiębiorstw. To sprawia, że udział mikrofirm jest jednym z najwyższych w Europie. Trudno oczekiwać chęci i możliwości inwestowania w innowacje i proekologiczne rozwiązania, gdy typowy przewoźnik ma 1, 10 czy 100 ciężarówek. W efekcie, branża zmaga się z wyniszczającą konkurencją cenową i ograniczoną zdolnością do inwestowania w rozwój, czytamy w raporcie PIE “Branża TSL w obliczu autonomizacji i wojny”.
Kolejnym palącym problemem jest globalny niedobór kierowców. W Polsce około 50% firm ankietowanych przez Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) regularnie zgłasza braki kadrowe. Prognozy są alarmujące: według raportu IRU do 2028 roku liczba wakatów może podwoić się, osiągając ponad 7 milionów. W konfrontacji z tym problemem, małe firmy nie będą w stanie w ogóle konkurować z większymi.
Dodatkowo, sektor musi stawić czoła rosnącym wymogom środowiskowym. Unia Europejska dąży do znacznego ograniczenia emisji CO2 przez pojazdy ciężarowe. Niestety, elektryczne i wodorowe ciężarówki są obecnie wielokrotnie droższe, a infrastruktura ładowania jest w powijakach. Przedsiębiorcy dostrzegają pozytywny wpływ zielonych technologii, ale wskazują na brak odpowiednich środków finansowych jako główną barierę.
Z danych TLP wynika, że wiele firm ma poważne trudności finansowe. Udział transportu drogowego w postępowaniach upadłościowych i restrukturyzacyjnych toczonych w całej gospodarce wzrósł z 5% w 2021 roku do aż 13% w 2024 roku. A według najnowszego Indeksu Transcash.eu ok. 36% firm transportowych w I poł. 2025 odczuło pogorszenie się płynności finansowej.
W opinii polskich przewoźników jest to najpoważniejszy kryzys rynkowy od ponad 20 lat. Kryzys, który wielu firmom przyniósł konieczność zredukowania floty i zatrudnienia, a w skrajnych przypadkach restrukturyzację, likwidację lub upadłość – mówi Maciej Wroński, prezes TLP.
Dla wielu osób spółdzielczość to wciąż temat tajemniczy, mniej znany niż związki zawodowe. Często słyszy się, że spółdzielczość to już była – ale co to znaczy? Że działała w czasach zaborów, kiedy wspierała polski patriotyzm i pracę organiczną? Że odgrywała rolę w odbudowie państwa po odzyskaniu niepodległości? A może że pomogła podnieść kraj po II wojnie światowej? W każdym razie – to nie żadna moda z Zachodu, tylko głęboko zakorzeniona część polskiej tradycji.
Dlaczego więc dziś tak mało się o niej mówi? Bo w rzeczywistości spółdzielnia jest jednym z najbardziej innowacyjnych i antysystemowych modeli działania. W rozmowie z Aleksem Sierackim w CDN, ekonomista Jan Oleszczuk-Zygmuntowski przekonuje, że w modelach spółdzielczych, poprzez łączenie sił, małe firmy mogą osiągnąć efekt skali i dzięki temu zyskać wspólną siłę negocjacyjną i rozwojową. Podczas gdy współczesny świat promuje startupy finansowane przez fundusze inwestycyjne – które prędzej czy później i tak zostaną przejęte przez większe korporacje – spółdzielnie działają inaczej. Nie chodzi w nich o szybki zysk czy sprzedaż, ale o wspólne budowanie trwałych struktur i realną niezależność.
Model spółdzielni to jest model, gdzie z jednej strony działamy jako przedsiębiorstwo, jako biznes, ale z drugiej strony od samego początku jest to biznes demokratyczny, gdzie każdy współwłaściciel, każdy członek spółdzielni ma równy głos w zarządzaniu. Oczywiście nie oznacza to jakieś utopii gdzie, codziennie wszyscy muszą głosować. Wyglądałoby to jak polski Sejm, gdzie ciągle się wszyscy kłócą. Głosujemy tylko nad sprawami najważniejszymi, a codzienne funkcjonowanie powierzamy, normalnie, radzie nadzorczej, zarządowi i prezesowi. Natomiast ci wszyscy ludzie nie odpowiadają przed jakimś funduszem, tylko przed współwłaścicielami, spółdzielcami. W tym sensie jest to bardzo z jednej strony radykalne, bo to oznacza, że jest to demokratyczny biznes, ale z drugiej strony jest to dalej biznes. Takie rozwiązanie bierze najlepsze z obu światów, nie będąc ani jednym, ani drugim, nie będąc ani NGOsem, ani zwykłą kapitalistyczną firmą – mówi dla CDN Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii i prezes PLZ.
Może Cię zainteresować: Spółdzielczość – siła współpracy zmieniająca Polskę
Na świecie model spółdzielczy w transporcie działa z sukcesem od lat. W Polsce idea spółdzielczości także odżywa, szczególnie w niszach. Spółdzielnie socjalne, takie jak gdańska „Heca”, która prowadzi np. Tczewskich Kurierów Rowerowych, pokazują, że model może z powodzeniem funkcjonować w dostawach miejskich.
Na podobnej zasadzie, w Kanadzie Shift Delivery Cooperative dostarcza przesyłki za pomocą rowerów cargo, łącząc cele biznesowe z proekologiczną misją.
Spółdzielnie mogą negocjować hurtowe rabaty na paliwo, ubezpieczenia i części, co poprawia rentowność. Amerykańska Owner Operators Co-op (OOC) zapewnia swoim członkom zniżki na paliwo i ubezpieczenia flotowe do 50%. Jak mówi jeden z członków, takie podejście to „game changer”, bo pozwala im zarabiać kilka tysięcy dolarów miesięcznie więcej niż w roli podwykonawców.
Spółdzielnia może przykładowo zakupić licencje na drogie systemy IT do zarządzania flotą i udostępnić je wszystkim członkom, zwiększając ich efektywność operacyjną.
Dzięki solidarności ekonomicznej, spółdzielnie są bardziej odporne na wstrząsy rynkowe. Mogą tworzyć fundusze wzajemnej pomocy i wspierać się w trudnych chwilach. Jak zauważa ekonomista Oleszczuk-Zygmuntowski, odporność kraju w obliczu kryzysów będzie oparta na wypracowanych spółdzielczych strukturach.
W Hiszpanii kooperatywy takie jak Comotrans pomogły drobnym przewoźnikom konkurować z największymi graczami. Co więcej, współpracująca z Gevecoop spółdzielnia Transport Bara konkuruje efektywnością, a Casintra obrotami z największymi graczami rynkowymi.
W Stanach Zjednoczonych The Drivers' Cooperative w Nowym Jorku jest największą platformą spółdzielczą w sektorze przewozowym, która pozwala kierowcom zatrzymywać znacznie większą część przychodu.
Spółdzielczość nie jest panaceum na wszystkie bolączki. Jednakże stanowi obiecujące narzędzie do uczynienia sektora bardziej zrównoważonym ekonomicznie, odpornym na wstrząsy i sprawiedliwym dla uczestników. Wzmacnia siłę małych, nie odbierając im niezależności, co jest kluczowe w branży zdominowanej przez mikroprzedsiębiorstwa. Warto eksplorować ten kierunek, aby polski transport drogowy ewoluował z "gry o sumie zerowej" w kierunku efektywnej współpracy. Możemy próbować czerpać korzyści w konsolidacji i współpracy w branży, niekoniecznie sprowadzającej się do wrogich przejęć podmiotów.
Polki i Polacy to specyficzny naród — mamy wysoki potencjał innowacyjności, który uruchamiamy w dwóch sytuacjach: zagrożenia i poczucia, że możemy coś robić na swoich zasadach. Nasz pakiet odporności w tle ma to pozytywne doświadczenie przyjęcia kilku milionów ludzi uchodzących przed wojną w Ukrainie, gdzie okazało się, że wszystkie podmioty współpracując, stworzyły coś z niczego. Zdaliśmy ten test. A przecież jeszcze kilka lat temu wizja milionów uchodźców była wstępem do najczarniejszego scenariusza przyszłości: stan wyjątkowy z wojskiem na ulicach i wszyscy kradną wszystkim wszystko. Taką wizję rysowało większość foresightów sprzed pandemii. Okazało się, że stało się zupełnie inaczej, wypracowaliśmy nowe metody działania bazujące na współpracy, czyli innowacje – mówi w wywiadzie z Wiktorem Bochenkiem Joanna Erbel, dyrektorka ds. protopii w CoopTech Hub.
Grafika: Google, Imagen AI Generated.