Od 2019 r. polski sektor transportowy dzierży w Europie palmę pierwszeństwa. Wyprzedziwszy przewoźników niemieckich, już piąty rok utrzymujemy się na topie. Z tym, że od ok. 2020 r. nasze udziały w europejskim rynku oscylują wokół 20%. I nie chcą drgnąć.
Jak twierdzą autorzy raportu „Transport drogowy w Polsce 2024/25” – przedstawiciele organizacji Transport i Logistyka Polska i centrum analiz SpotData – przyczyną tej stagnacji na szczycie mogą być problemy strukturalne, z którymi boryka się polski transport. Przede wszystkim mowa o wyzwaniach wynikających z polityki klimatycznej UE, postanowień Pakietu Mobilności oraz z braku kierowców. Dwa pierwsze czynniki odpowiedzialne są za dalszy wzrost kosztów przedsiębiorców, co odbija się na ich konkurencyjności.
Polskie firmy TSL pozostają konkurencyjne, bo świadczą usługi wysokiej jakości, cieszą się zaufaniem kontrahentów, ale, z pewnością, przy szybko rosnącej bazie kosztowej, a także cyklicznych zawirowaniach, pozyskiwanie nowych klientów jest niezwykle trudnym przedsięwzięciem” – czytamy w raporcie.
Polski Instytut Transportu Drogowego, SpotData
Nie można jednak zapominać, jak gigantyczny skok wykonał Polski transport drogowy w ostatnich 20 latach. W 2004 r., gdy Polska wchodziła do UE, polscy przewoźnicy realizowali zaledwie 5% europejskiej pracy przewozowej. Dziś jest to jedna piąta. Jeszcze w 2011 było to ok. 10%.
Dodatkowo w 2004 r. praca przewozowa polskich firm stanowiła 30% tej wykonywanej przez firmy niemieckie. W 2018 r. te wartości się zrównały, a od 2019 r. przewoźnicy nad Wisły stoją na najwyższym stopniu podium.
Jednym z filarów potęgi polskich przewoźników jest ich pozycja na rynku przewozów cross trade. Aż 18,6% ładunków na najistotniejszych kierunkach na Zachodzie i południu Europy realizowanych jest w ramach przewozów cross-trade przez firmy zarejestrowane w naszym kraju.
Perłą w koronie jest potężny udział polskich przewoźników w transporcie między dwoma największymi europejskimi gospodarkami. Według danych za 2023 r. polscy przewoźnicy mieli 23-procentowy udział w przewozach z Niemiec do Francji oraz ponad 28-procentowy z Francji do Niemiec.
Na najważniejszej, pod względem wolumenu trasie europejskiej, między Niemcami i Niderlandami, polscy przewoźnicy mieli 15-procentowy udział w kierunku do Niemiec i 12,7-procentowy w przeciwnym. Z kolei na innej wysokowolumenowej trasie (Francja-Belgia) udział polskich firm transportowym był wyraźnie niższy, bo przekraczał 8% w każdym kierunku. Co wynika ze wspomnianego wcześniej faktu, iż głównym zleceniodawcami dla Polaków w transporcie międzynarodowym są podmioty z Niemiec.
I tak oto Polacy obsługują prawie jedną czwartą wolumenów przewiezionych z Belgii do Niemiec, 23% z Włoch do Niemiec i nieco więcej bo 24,4% w kierunku powrotnym.
Polscy przewoźnicy kompletnie zdominowali połączenie między Niemcami a Wielką Brytanią. Na trasie na Wyspy aż 47% towarów przewożonych jest przez firmy zarejestrowane w naszym kraju. W przeciwnym kierunku Polacy odpowiadają za ponad 36% wolumenów. Choć należy tu wspomnieć, iż te w następstwie Brexitu są dość skromne.
Polski Instytut Transportu Drogowego, SpotData
Jednak porównując dane z 2023 r. z tymi z 2021 r. zaprezentowanymi w poprzedniej edycji raportu widać, iż na najważniejszych trasach udziały Polaków stopniały. Na przykład jeszcze w 2021 r. aż 33,8% wolumenu między Francją i Niemcami i 26% w przeciwnym kierunku było udziałem polskich firm transportowych. To odpowiednio o 5 i 3 pkt proc. więcej niż w 2023 r.
Także na najważniejszej europejskiej trasie między Niemcami i Niderlandami polscy przewoźnicy posiadali w 2023 r. mniejszy kawałek tortu – o 2 pkt proc. w każdym kierunku.
Między Niemcami a Półwyspem Apenińskim udziały Polaków nieznacznie spadły – o 1 p.p. do Niemiec i 1,5 p.p. do Włoch.
Z kolei między Niemcami a Belgią nie doszło do zmian.
Podczas gdy na najważniejszych szlakach polscy przewoźnicy nieco stracili w okresie 2021-23, to odbili to sobie na kilku nowych kierunkach. O prawie 2,5 p.p. zwiększyli udziały na dość lukratywnym kierunku szwajcarskim, jeżdżąc z Niemiec. Także udział na trasie Niemcy-Czechy zwiększył się istotnie – bo o blisko 3 p.p.
Pomimo wspomnianego wcześniej niewielkiego udziału (po ok. 8,4% w każdą stronę) Polaków na drogach łączących Belgię i Francję, w ciągu zaledwie dwóch lat zanotowali oni tam wyraźny progres. Przypomnijmy, że jeszcze w 2021 r. nasi przewoźnicy obsługiwali tylko 6,7% wolumenu do Belgii i ledwie 4,5% do Francji.
Polskie firmy muszą się przede wszystkim liczyć z konkurencją podmiotów z Europy Środkowej. Od 2011 r. Litwa i Rumunia zwiększyły swoje udziały w europejskiej pracy przewozowej o blisko 3 p.p. każdy. Nie można zapominać o Hiszpanii. To jedyny kraj „starej Unii”, którego przewoźnicy zanotowali wzrost udziałów (o 2 p.p.). W ostatnich latach swoją pozycję wyraźnie umocniły też firmy z Czech.
Nie zmienia to jednak faktu, iż w tym samym okresie Polska poprawiła swój wynik o 11 p.p. Jak podkreślił na konferencji prasowej przy okazji publikacji raportu Maciej Wroński, prezes TLP, polscy przewoźnicy stracili dużo mniej udziałów niż rumuńscy, bułgarscy czy litewscy.
Co więcej, Maciej Wroński twierdzi, iż to właśnie polskie firmy transportowe są w najlepszej pozycji do marszu po dodatkowe udziały po zakończeniu recesji.
– Nadal mamy najsilniejsze atuty w transporcie drogowym ze wszystkich państw unijnych. Nie dość, że mamy dostęp do pracowników, co prawda ograniczony już, ale jednak lepszy niż Niemcy czy Francuzi, to jesteśmy krajem większym od naszych głównych konkurentów jak Rumunia, Bułgaria czy Litwa. Wszystko wskazuje na to, że mamy szansę ten procentowy udział zwiększyć – przekonuje Wroński.